08-02-2020, 08:19 PM
Niełatwo pisać o tym komuś, kto umarł i znowu żyje i to od lat.
Moje zmartwychwstanie dokonywało się w Rzeszowie ciepłym latem 2002 roku od maja do lipca.
Wcześniej ktoś mnie zabił, ktoś bliski.
Nie miałem już żadnego planu na życie. Nie miałem celu. Nastał letarg w wielkiej ciemności. Trwałem w bezruchu, niezdolny już do działań życiowych. Straciły znaczenie wszelkie relacje z ludźmi. Z Bogiem miałem dość oficjalny kontakt i nie był dla mnie tak bliską Osobą, którą mogłem zawołać z prośbą: Pomóż mi!
Szykowałem się do próby samobójczej, tylko nie wiedziałem jeszcze jak i kiedy. Nie było nawet to ważne. Mnie po prostu nie było, była tylko ciemność. Nie żyłem.
A jednak nie byłem sam.
Głos w duszy odezwał się:
Pamiętasz po co przyszedłeś na świat?
Z trudem uruchamiałem myśli, w końcu wyszło to ze mnie:
tak.. chyba tak... przyszedłem tu dla miłości ...
I co?
nie znalazłem jej ...
No i co?
nic ... nie mam już sił i jestem za stary by szukać miłości...
........
Głos umilkł.
Idąc za klimatem tej rozmowy zapytałem sam siebie:
a Ty w ogóle jesteś zdolny do miłości? Dobrze się zastanów, zanim odpowiesz...
tak, jestem zdolny - odpowiedziałem po dłuższym wahaniu
więc na co czekasz, wstań i żyj. Zostaw to wszystko co doprowadziło Cię do śmierci, zostaw i idź przed siebie, a dobrze rozglądaj się gdzie jest miłość. Kto potrzebuje miłości i nie zamyka się na nią, znajdzie ją. - to powiedział głos w duszy.
Już wiedziałem, że mam żyć, jednak nie wiedziałem nic więcej.
Po omacku szedłem drogami wskazanymi przez życie.
Nagle w Rzeszowie znalazłem grupę życzliwych przyjaciół, którzy urządzili mi imprezę urodzinową, bo akurat wypadły moje kolejne urodziny. Warto wiedzieć, że do tej pory nikt nie obchodził nigdy moich urodzin. Gdy wracałem stamtąd do tzw. domu, płakałem ze szczęścia tej chwili i z żalu nad zmarnowaną przeszłością.
Byłem jak odnowiony choć jeszcze nie oczyszczony.
Kilka tygodni później, dokonałem rytualnego oczyszczenia, też w Rzeszowie. Pojechałem tam na pewną imprezę z osobą którą dawniej uważałem za bliską, a która dokonała duchowego zabójstwa na mnie. Między pierwszą a drugą w nocy wymknęliśmy się do parku, gdzie akurat byliśmy dłuższy czas sami, obok pięknego, podświetlanego basenu parkowego. Tam, pół godziny płakałem trzymając głowę na kolanach tej osoby. Potem wstałem, zdjąłem całe ubranie i wskoczyłem do basenu. To było wielkie oczyszczenie.
Nic już potem nie było takie jak przedtem.
Wracałem dorosły, choć z duszą wciąż dziecięcą, jednak bez strachu przed światem dorosłych. Ja - dorosły - byłem w stanie obronić swe wewnętrzne dziecko przed śmiercią i przed brakiem miłości. Bo ja - dorosły je kochałem, a dziecko kochało mnie. Byliśmy wolni.
Zmartwychwstałem.
Moje życie napełniało się miłością. W miłości odnalazłem Boga, ludzi.
Wreszcie w miłości odnalazła się osoba z tej opowieści. Jest ze mną i nie łączy nas już strach i lęk przed nieznanym. Łączy nas miłość.
Źródło: https://swiatlowmroku.wordpress.com/2019...chwstanie/
Moje zmartwychwstanie dokonywało się w Rzeszowie ciepłym latem 2002 roku od maja do lipca.
Wcześniej ktoś mnie zabił, ktoś bliski.
Nie miałem już żadnego planu na życie. Nie miałem celu. Nastał letarg w wielkiej ciemności. Trwałem w bezruchu, niezdolny już do działań życiowych. Straciły znaczenie wszelkie relacje z ludźmi. Z Bogiem miałem dość oficjalny kontakt i nie był dla mnie tak bliską Osobą, którą mogłem zawołać z prośbą: Pomóż mi!
Szykowałem się do próby samobójczej, tylko nie wiedziałem jeszcze jak i kiedy. Nie było nawet to ważne. Mnie po prostu nie było, była tylko ciemność. Nie żyłem.
A jednak nie byłem sam.
Głos w duszy odezwał się:
Pamiętasz po co przyszedłeś na świat?
Z trudem uruchamiałem myśli, w końcu wyszło to ze mnie:
tak.. chyba tak... przyszedłem tu dla miłości ...
I co?
nie znalazłem jej ...
No i co?
nic ... nie mam już sił i jestem za stary by szukać miłości...
........
Głos umilkł.
Idąc za klimatem tej rozmowy zapytałem sam siebie:
a Ty w ogóle jesteś zdolny do miłości? Dobrze się zastanów, zanim odpowiesz...
tak, jestem zdolny - odpowiedziałem po dłuższym wahaniu
więc na co czekasz, wstań i żyj. Zostaw to wszystko co doprowadziło Cię do śmierci, zostaw i idź przed siebie, a dobrze rozglądaj się gdzie jest miłość. Kto potrzebuje miłości i nie zamyka się na nią, znajdzie ją. - to powiedział głos w duszy.
Już wiedziałem, że mam żyć, jednak nie wiedziałem nic więcej.
Po omacku szedłem drogami wskazanymi przez życie.
Nagle w Rzeszowie znalazłem grupę życzliwych przyjaciół, którzy urządzili mi imprezę urodzinową, bo akurat wypadły moje kolejne urodziny. Warto wiedzieć, że do tej pory nikt nie obchodził nigdy moich urodzin. Gdy wracałem stamtąd do tzw. domu, płakałem ze szczęścia tej chwili i z żalu nad zmarnowaną przeszłością.
Byłem jak odnowiony choć jeszcze nie oczyszczony.
Kilka tygodni później, dokonałem rytualnego oczyszczenia, też w Rzeszowie. Pojechałem tam na pewną imprezę z osobą którą dawniej uważałem za bliską, a która dokonała duchowego zabójstwa na mnie. Między pierwszą a drugą w nocy wymknęliśmy się do parku, gdzie akurat byliśmy dłuższy czas sami, obok pięknego, podświetlanego basenu parkowego. Tam, pół godziny płakałem trzymając głowę na kolanach tej osoby. Potem wstałem, zdjąłem całe ubranie i wskoczyłem do basenu. To było wielkie oczyszczenie.
Nic już potem nie było takie jak przedtem.
Wracałem dorosły, choć z duszą wciąż dziecięcą, jednak bez strachu przed światem dorosłych. Ja - dorosły - byłem w stanie obronić swe wewnętrzne dziecko przed śmiercią i przed brakiem miłości. Bo ja - dorosły je kochałem, a dziecko kochało mnie. Byliśmy wolni.
Zmartwychwstałem.
Moje życie napełniało się miłością. W miłości odnalazłem Boga, ludzi.
Wreszcie w miłości odnalazła się osoba z tej opowieści. Jest ze mną i nie łączy nas już strach i lęk przed nieznanym. Łączy nas miłość.
Źródło: https://swiatlowmroku.wordpress.com/2019...chwstanie/